Po prawie dwóch latach prowadzenia szkoleń online, bo te zdominowały rynek z oczywistych względów, widzę wyraźny powrót ze szkoleniami na salę – taką z flipchartem, mazakami i ciastkami w przerwie. I nie ukrywam, że bardzo mnie to cieszy. Czy wszystko jednak wróciło i jest „po staremu”? Jak zmieniły się oczekiwania szkoleniowe uczestników? Jak to wpływa na moją pracę?
Nie chodzi mi o to, że nie lubię, czy nie radzę sobie ze szkoleniami online. Całkiem lubię i chyba nieźle sobie radzę, a o ich wygodnej formie wszystko już zostało napisane. Mam raczej na myśli to, co wnoszą obecnie szkolenia na sali, a na co nie zawsze - moim zdaniem - w „onlajnie” jest czas. Kieruję się zasadą, że dla trenera szkolenie zaczyna się w momencie, gdy na sali pojawia się pierwszy uczestnik. Jeśli ten pojawi się półtorej godziny przed rozpoczęciem, to ja właśnie rozpocząłem pracę. Traktuję to jako ważny element pewnej całości, którą nazywam tworzeniem odpowiednich warunków do uczenia się.
I w tym miejscu chcę powiedzieć o pewnej różnicy, którą w szkoleniach zauważam od jakiegoś czasu. Merytoryka nie zawsze jest na pierwszym miejscu. Uczestnicy przychodzą na salę bardzo często po całą tę otoczkę. Po te właśnie warunki, dzięki którym mogą poczuć się inaczej, niż na szkoleniach online.
Składa się na to kilka elementów. Te, które wyróżniam to:
Zastanawiałem się z czego wynika powyższe i dochodzę do wniosku, że przerwa w szkoleniach stacjonarnych, spowodowana pandemią sprawiła, że szkolenia (online) przybrały właśnie rolę efektywnie spędzonego spotkania, najlepiej z konkretną pigułką wiedzy i dość krótko. To według mnie bardzo dobre założenie. Zwyczajnie o co innego jest gra w szkoleniach na sali, szczególnie po ich długiej nieobecności.
Moją obserwację łączę jeszcze z badaniem efektywności szkoleń modelem Kirkpatricka. Pierwszy poziom tego badania odpowiada na pytanie czy uczestnikom podobało się szkolenie? Nasuwa mi się więc taki wniosek, że do tego „podobania się” dochodzi samoistnie. Uczestnicy pokazują od początku, co jest dla nich ważne i na czym im zależy. Dla mnie, jako prowadzącego, to ważna wskazówka.
W mojej obserwacji dochodzę też do pytania – co wynika z tego dla trenerów? Co to zmienia w mojej pracy? Odpowiedź jest bardzo prosta. Szkolenie to nie tylko wiedza oraz przejście przez plan punkt po punkcie. Szkolenie to otwartość na oczekiwania uczestników
i jednocześnie niebywała szansa dla trenera, by nauczyć się na te oczekiwania odpowiadać, by ćwiczyć uważność względem całej grupy ale i każdego uczestnika z osobna. To okazja do dostrzeżenia tego, co dzieje się pomiędzy modułami czy ćwiczeniami. I jak się te elementy trenersko uchwyci, można wtedy powiedzieć, że doświadczenie w pracy z grupą staje się dużo bogatsze.
Tylko, żebyście mnie dobrze zrozumieli . Szkolenia stacjonarne to nie jest wyłącznie czas spędzony przy kawie i wymianie myśli, z kolei online to wyłącznie skondensowana wiedza. Nie tak to wygląda. W obu formach konieczne jest znalezienie środka i stworzenie takich warunków, które pozwolą doświadczyć, refleksyjnie do tego doświadczenia podejść i dać wskazówki do wdrożenia umiejętności. I to jest właśnie wciągające w tej pracy, że każde szkolenie może wyglądać trochę inaczej, w zależności od tego, jakie są oczekiwania uczestników.